Siatkówka

W czwartek rozegrany zostanie drugi mecz finału PlusLigi, a tym razem w roli gospodarza wystąpi Lotos Trefl Gdańsk - mimo sukcesu w Pucharze Polski, zespół ostrożnie podchodzi do rywalizacji z Asseco Resovia Rzeszów.

 

Pierwsze spotkanie finału siatkarskiej ekstraklasy bez większych trudności wpadło w ręce rzeszowian, którzy wygrali na swoim terenie w trzech setach.

 

Hala Podpromie wyraźnie sprzyjała podopiecznym Andrzeja Kowala, bowiem rozgrywany na Ergo Arenie finał Pucharu Polski nie poszedł już po ich myśli.

 

W Gdańsku lepsi okazali się rywale rzeszowian do mistrzostwa Polski. Lotos wygrał finału Pucharu Polski po czterech setach, prezentując się znacznie pewniej od rzeszowian. To z kolei oznacza, że drugie spotkanie finału PlusLigi może również potoczyć się po ich myśli.

 

Bez względu na historyczny sukces i zdobycie Pucharu, gdańszczanie się nie zapędzają, nadal uważając na zagrożenia ze strony ekipy ze stolicy Podkarpacia, która sięgnęła już po tytuły mistrzowskie w latach 2012 i 2013.

 

Jak mówi przyjmujący Lotosu Krzysztof Wierzbowski, leczący kontuzję przez większość bieżącego sezonu, do wygrania ligowego finału droga jeszcze daleka, a po porażce w finale Pucharu Polski, Resovia na pewno podkręci tempo w czwartym meczu.

 

"Jestem przekonany, że kolejny mecz w ligowym finale będzie już zupełnie inny. Resovia w meczach z nami była i nadal jest faworytem, nic się nie zmieniło.

 

"Rywale grali w finale Ligi Mistrzów, przez ostatnie lata byli w czołówce PlusLigi, a nawet dwukrotnie mistrzem Polski. My atakujemy z dołu i mam nadzieję, że wyszarpiemy jeszcze coś więcej niż ten Puchar Polski", powiedział.

 

Lotos jak na razie rozgrywa niesamowity sezon, pod wodzą Andrei Anastasiego wygrywając pierwszy w historii klubu Puchar Polski, a także sensacyjnie wchodząc do finału PlusLigi. Poza warsztatem trenerskim byłego selekcjonera polskiej reprezentacji, liczą się także poszczególni zawodnicy, którzy nadali Lotosowi rozpędu w ostatnich miesiącach.

 

Jednym z pierwszoplanowych aktorów na gdańskiej scenie siatkarskiej okazał się Mateusz Mika. Przyjmujący zaliczył ogromny skok formy tuż po transferze do Lotosu, imponując w Lidze Światowej, a następnie w Mistrzostwach Świata, gdzie razem z polską reprezentacją sięgnął po złoty medal.

 

Niespodziewanie 'odpalił' także atakujący Murphy Troy, który jeszcze przed sezonem 2014/15 nie był wyróżniającym się zawodnikiem. Teraz stanowi za to o sile gdańskiego ataku, notując średnią skuteczność na zawrotnym poziomie 40%.

 

Duże znaczenie miała także kapitalna gra przyjmującego Sebastiana Schwarza, a także Wojciecha Grzyba i Piotra Gacka. Szczęśliwie, żadnemu z kluczowych graczy nie przytrafiały się także żadne groźne kontuzje.

 

O ile tak dobre wyniku Lotosu są w większości niespodzianką, to rzeszowianie od początku mierzyli wysoko, chociaż kilkakrotnie zdarzały im się przestoje.

 

Kluczowi gracze przez większość sezonu jednak nie zawodzili, na czele z Fabianem Drzyzgą czy Jochenem Schöpsem. Drużyna również ma na koncie historyczny sukces, sięgając po srebrny medal w siatkarskiej Lidze Mistrzów, w finale przegrywając jedynie z Zenitem Kazań.

 

Każdy w zespole liczy teraz, że w czwartek uda sie wykonać kolejny krok w stronę tytułu. Szansę na obronę mistrzostwa straciła już Skra Bełchatów, co oznacza, że bez względu na wynik finału, w Polsce będzie nowy mistrz siatkarski.

 

W zakładach siatkarskich częściej wymieniana jest Resovia, ale Lotos jest nadal w stanie sprawić kolejne niespodzianki. Oba zespoły są spragnione sukcesu, stąd kibice na pewno mogą oczekiwać znakomitego widowiska.