„Pół zabawa pół nauka, choć bynajmniej za półdarmo. Wtem refleksja, czy podołam? Z ponad tylu kandydatów, to co najmniej nie jest błahe” – to fragment I Dyktanda Rzeszowskiego, które odbyło się w środę 2 marca 2016 r. w Wyższej Szkole Prawa i Administracji. W zmaganiach z ortografią wzięło udział prawie 150 osób. Dyktando było częścią zorganizowanego przez Uczelnię Dnia Języka Ojczystego.


„A może pierzchnąć chyłkiem przez półotwarte drzwi i poniewczasie wrócić. Nicnierobienie jednak to panta rhei godna bożej krówki, czyli chrząszcza czerwonobrunatnego biedronką zwanego. Nasamprzód, w okamgnieniu, raz-dwa, bez na łapu - capu, czyli w tri miga, zaczynamy”. Tekst Dyktanda przygotowany został przez polonistkę Panią mgr Jadwigę Kłak. Zgromadzonym w Auli WSPiA zaprezentował je aktor Teatru im, Wandy Siemaszkowej – Michał Chołka.

Było dosyć trudno – przyznają po napisaniu Dyktanda jego uczestnicy. – Największe trudności sprawiły mi słowa, które pochodzą z mowy staropolskiej oraz cytaty dotyczące Pana Zagłoby pochodzące z twórczości Henryka Sienkiewicza. Nad wieloma słowami musiałam się bardzo mocno zastanowić, bo były to wyrazy, których używamy bardzo rzadko. Zapamiętałam kilka słów, nad którymi się zastanawiałam np. smużka leśna, hyzop lekarski, stukułka, szczeżuja w negliżu. Mam jednak nadzieję, że poradziłam sobie z tym tekstem i uda mi się znaleźć w pierwszej dziesiątce. Choć przyznaję, że fajnie byłoby wygrać i zdobyć tytuł Rzeszowskiego Mistrza Ortografii – mówi Angelika Grzybowska, Studentka Prawa w WSPiA.

Tekst dyktanda w dużej mierze dotyczył twórczości Henryka Sienkiewicza. Rok 2016 jest bowiem rokiem tego wybitnego polskiego pisarza. – Dyktando organizowane przez Wyższa Szkoła Prawa i Administracji to kolejne takie przedsięwzięcie. Już od kilku lat, jako jedna z niewielu instytucji w Rzeszowie organizujemy, z okazji Dnia Języka Ojczystego, otwarte dyktanda z języka polskiego. W tym roku chcieliśmy rozszerzyć działalność kulturotwórczą WSPiA i w ramach Dnia Języka Ojczystego zaproponowaliśmy zorganizowanie „I Dyktanda Rzeszowskiego” – mówił podczas Dnia Języka Ojczystego prof. Jerzy Posłuszny Rektor WSPiA.

Do udziału w zmaganiach z ortografią i interpunkcją, zaproszone zostaną: Władze wojewódzkie i miejskie, znane osoby związane z Rzeszowem, przedstawiciele mediów oraz mieszkańcy miasta, studenci oraz uczniowie szkół ponadgimnazjalnych.

I Dyktando Rzeszowskie to nie jedyna atrakcja Dnia Języka Ojczystego w WSPiA. Przez cały dzień w uczelni można było uczestniczyć w konkursie krasomówczym. Odbył się także spektakl pt. „Bajki nie tylko dla dzieci” – w wykonaniu wykładowców oraz studentów WSPiA. – To był doskonały pomysł – mówi z uśmiechem Bartek Stabryła student Bezpieczeństwa Wewnętrznego. – Po pierwsze mogliśmy sobie przypomnieć trochę zapomniane Bajki Krasickiego. Po drugie bardzo fajnie było kolejny raz zobaczyć władze naszej uczelni i wykładowców w roli aktorów. To był też dobry sposób na uspokojenie nerwów przed samym dyktandem – dodaje student.

I Dyktando Rzeszowskie poprzedził także wykład otwarty prof. Katarzyny Kaczmarczyk-Kłak (wykładowcy WSPiA) pt. „Mój Ci on, czyli wypraszanie od kary śmierci. Sienkiewicz a rzeczywistość historyczno-prawna”.

Dyktando i pozostałe atrakcje zorganizowane zostały z okazji Dnia Języka Ojczystego. Imprezie patronował Prezydent Miasta Rzeszowa, Kuratorium Oświaty, Polskie Radio Rzeszów oraz TVP 3 Rzeszów.

Dzień Języka

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego to coroczne święto obchodzone 21 lutego. Zostało ustanowione przez UNESCO 17 listopada 1999 dla upamiętnienia tragicznych wydarzeń w Bangladeszu. W 1952 roku podczas demonstracji zginęło tam pięciu studentów. Domagali się nadania językowi bengalskiemu statusu języka urzędowego. Według UNESCO, niemal połowa z 6000 języków świata jest zagrożona zanikiem w ciągu 2-3 pokoleń. Od 1950 r. zanikło 250 języków. Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego ma w założeniu dopomóc w ochronie różnorodności językowej jako dziedzictwa kulturowego.

Poniżej jednak prezentujemy tekst dyktanda. 

ŻARTEM CHOĆ SERIO

Pół zabawa pół nauka, choć bynajmniej za półdarmo. Trzeba zgiąć arkusz wpół i niechajże już się dzieje to dyktando – wcale niebezużyteczne. Byle tylko nie za długo trwało to oczekiwanie. Wtem refleksja, czy podołam? Z ponad tylu kandydatów, to co najmniej nie jest błahe. Chodźże, wracajże z tej pisarskiej drogi – oby nie hecy i hucpy, myśli się tłuką. Spręż się biedny Lachu, nie myśl o tym, co z ostrożna rzekłszy absorbuje nadaremnie: smużka leśna, półwysep Hel, rekin głowomłot, Hala Gąsienicowa, hyzop lekarski, cud-kobieta z Żórawiny, stukułka, szczeżuja w negliżu, odurzony ćwierkający czyżyk z czubatką, bosonoga, baśniowo-romantyczna wiewiórka, duch Karkonoszy Liczyrzepa, mizeruchny motylek, melancholijna ostróżka czy roślina mysiurek. I jeszcze to horrendum, briefing kulinarny w duchu ekotopu. Paskudztwo, ohyda. Miało rozżarzyć myśli a tu prawie chryja w offsecie.

A może pierzchnąć chyłkiem przez półotwarte drzwi i poniewczasie wrócić. Nicnierobienie jednak to panta rhei godna bożej krówki, czyli chrząszcza czerwonobrunatnego biedronką zwanego. Nasamprzód, w okamgnieniu, raz - dwa, bez na łapu - capu czyli w tri miga, zaczynamy.

Nagle ni stąd, ni zowąd wraca wahanie. Wybierzmyż spokój. Dalibóg może tuż - tuż porażka. W tę i we w tę stronę chandrycząc się, już jako żywo nie wiem - chimeryk czy choleryk ze mnie. Nibyliść, niby - człowiek oby nie ćwierćinteligent tylko i nie gorszy też od innych. Zdzierżyć trzeba to wyzwanie. Nieziszczenie się mych marzeń, być czempionem ortografii, to nie - Szekspirowski dramat. Wiem, wiem. Są dramaty inne niż dylematy hamletowskie. Dziś, jak zawsze coś zagraża. To nie - Polak, muzułmanin krzyczą wokół już w pobliżu na nas czyha. A Sienkiewicz nie ostrzegał, że półgłośno coś dopowiem. „Kładę areszt na waszeci”, bo my w szkole tej od prawa, więc co najmniej nie wypada. Gargartuiczny blamaż, czy to zwykłe jest hultajstwo. Więc do szabli bo: „Straszne to czasy nadchodzą na tę Rzeczpospolitą. Konwokacje i elekcje – interregnum teraz, gdy potrzeba by, aby cały naród w jeden miecz w jednym ręku się zmienił”. Tylko czy aby refleksja nie przyszła poniewczasie. Niechrzeż wrócą franty owe, co hultai, trutniów tudzież hersztów watah w chaszczach osaczali. Naraz, kto przychodzi na ratunek, czy zgadniecie?

Rześko, żwawo, hulaj dusza, imć Zagłoba w pole rusza. Jan Onufry herbu Wczele, to nie - quasi Polak wcale ani chłystek pierwszy lepszy. On to pochop miał do czynów dla ojczyzny naszej miłych. Chudopacholstwo zwalczał o ochędóstwo nie dbał, raptus puelle gromił, wrogów w hajdawerach puszczał, bo: „Wszakże nieprzyjaciela w pole wywieść chwalebna to jest rzecz i Bogu miła”.

Skory do bitki hałaburda trupio blady bywał trupiogłowy nigdy. Bij, morduj, rżnij, na pohybel zdrajcom, to ulubione słowa i czyny Jana Onufrego: „bo jak inaczej w tych czasach zepsucia i bezbożności”. Miał fortele na Bohuna, wszelakich gładyszów, łuszczybochenków, oczajduszy a nawet hulaj-horydyny. Jednym słowem orakulum a nie paduch. W młodości donżuanem bywał, dormitorium unikał choć oo. dominikanów o wstawiennictwo zapewne nie raz, nie dwa, prosił. Mowny, chełpliwy chutory i kurhany były mu niestraszne.

Dossier pana Zagłoby wzbogacić należy o drogie jego sercu słabości: spotkania z gorzałką dla kurażu, barbecue – bynajmniej nie li tylko z półgęskami, hołubce z chędogimi szlachciankami etc. Co bądź by nie powiedzieć, waszmość Onufry nie był lelum – polelum ni ladaco jakobyć ani Boże uchowaj, nietzscheanistą. Wraz z panem Michałem Wołodyjowskim i Janem Skrzetuskim był reprezentantem siedemnastowiecznej szlachty polskiej. Zażywny obieżyświat, na naszym polskim niebie jaśnieje niczym Wąż Wodny ex quo z hufcami wielkich wiktorii.

Wybierzmyż Sienkiewicza – eh, co za zakończenie.