Z życia wzięte

w_salonie_i_w_lozku

Szukałam dla siebie jakiegoś konstruktywnego zajęcia, które z jednej strony pozwoliłoby mi na chwilę relaksu przy kawie, a z drugiej poczucie, że jednak czasu tego nie zmarnowałam. I tak mój wybór nie okazał się może szczególnie interesujący, za to na pewno pouczający...

Mianowicie zainteresowałam się typowo babskim pismem o znanym tytule. Bezmyślnie przerzucając strony, trafiłam na listy czytelniczek. Tam jakiś redakcyjny fantasta spłodził żarliwy list (do redakcji, naturalnie), w którym błaga (oczywiście redakcję) o pomoc. Jak się okazuje, szanowna Zrozpaczona podejrzewa męża o notoryczne zdrady przez co czuje się stara i brzydka. Ponadto nie ma najmniejszej ochoty na seks, bo nie przestaje myśleć o mężu sypiającym z inną kobietą. Z drugiej strony nie chce rozwodu, bo wciąż go kocha... 

Odpowiedź redakcji była natychmiastowa i wyczerpująca... Kilka stron dalej wielki tytuł ogłaszał:„Bądź sexy, wybij mu z głowy inne!”. 

Jak się okazuje, na faceta nie ma innej rady jak modne ostatnio (i coraz tańsze przez wzgląd na zapotrzebowanie) odsysanie tłuszczu, weekend w SPA, szalone zakupy (z szalonymi cenami), tapeta pudru (oczywiście nadal króluje naturalny makijaż), ćwiczenia pochwy i pozytywne (musi być mój, bo umrę) myślenie. 

Nie pierwszy raz słyszę, że kobieta musi być „damą w salonie i dziwką w łóżku”, ale dlaczego, u licha, nikt jej nie powiedział (ani milionom innych), żeby zostawiła gościa i zamiast ratować małżeństwo - ratowała siebie? Bo byłoby to zdecydowanie tańsze w skutkach, przez co wszystkie te SPA i operacje plastyczne nie cieszyłyby się aż takim zainteresowaniem? Bo redakcje nie miałyby, o czym pisać, przez co wszystkie te babskie magazyny nie byłyby tak szaleńczo rozchwytywane przez inne tego typu Zrozpaczone? Ale oczywiście, dziś w dobie MasterCard wszystko jest możliwe. Nawet większe debety na szczytny, bądź co bądź, cel... 

Niech sobie kobieta będzie choć przez chwilę egoistką, a co tam! Ekskomuniki może na nią nie nałożą, skoro taka wyrodna i przysięgę małżeńską ma za nic. Jeśli czuje się stłamszona, niech zaryzykuje - zmieni zasady albo faceta, bo dla jakiej idei ma cierpieć? Nikt jej nawet za to nie podziękuje. 

Tak, bądź egoistką, chociaż jeden raz bądź egoistką i pomyśl o sobie i własnych przyjemnościach. Wybierz się do kina, kup interesującą książkę i przeczytaj ją z kieliszkiem czerwonego wina w ręce, w wannie pełnej gorącej wody i pachnącej piany. Bądź egoistką dla siebie samej. Bądź egoistką i zamiast czynić codzienne rytuały wrzucania mężowskich i synowskich skarpet do kosza, idź na ploty z koleżankami. Masz do tego prawo! Chcesz żyć po swojemu? Zrób to. Zawalcz o siebie! 

To naprawdę nic wielkiego, gdy facet dzień w dzień tłucze babę, czym popadnie, a w nocy „musi odreagować życie z kobietą, która go w ogóle nie rozumie”? To naprawdę nic wielkiego, gdy każdego ranka owa kobieta w drodze po bułki na śniadanie, kupuje kolorowe magazyny i niczym łupy wojenne chowa przed mężem. A kiedy on powalony dostateczną ilością alkoholu odsypia „trudy małżeńskiego życia”, ona z zapartym tchem pochłania wszystkie te teksty niczym magiczne zaklęcia i marzy o pewnej siebie, ubranej w cudownie modne ciuchy kobiecie, która w rzeczywistości boi się spojrzeć w lustro, bo i tak wie, że zobaczy tam zaszczute zwierzę. 

No cóż, prawda nie popłaca, bo prawdę zna każdy. Liczy się dobre wrażenie, obłuda ubrana w ładne sukienki i reklamująca najdroższe kosmetyki. I ta pewność siebie sprzedawana na każdym rogu... Nie dajmy się zwariować wszędobylskiej modzie, bądźmy pewne siebie i swojej wartości, dlatego że jesteśmy fajne, a nie dlatego, że się nam to wmawia.

{jcomments on}